Odcinek 11 "Apokalipsa"
- Folios
- 13 cze 2020
- 4 minut(y) czytania
POSIADŁOŚĆ PABLO MINIBARA, 25 KWIETNIA 2020 ROKU

- Księżniczko, ty mówisz? – zszokowany Pablo spojrzał badawczo na wnuczkę. Najwyraźniej mówiący noworodek był dla niego bardziej szokujący niż dziecko-zabójca.
- Owszem. I mam wam coś ważnego do powiedzenia.
- A… ale jak to możliwe?
Chica westchnęła i usiadła na krześle. Pablo, Dolce i Gabbana przyglądali się jej wyczekująco.
- Pamiętacie te dziwne purchawki na plantacji?
- Jasne.
- Doktor Christian miał rację. To organizm nie z tego świata. Nie wiem, jak się znalazł na ziemi, ale wiem, jak podziałał na mnie. Dał mi ogromną inteligencję oraz specjalne moce. To dzięki nim pokonałam klauna.
- A nie szpikulcem? – wyrwało się Gabbanie.
- No co ty, mamo. Przecież mogłabym go zabić.
- Ale…
Jakby w odpowiedzi na te słowa, klaun poruszył się i jęknął. Dolce błyskawicznie znalazł się przy nim i przystawił pistolet do rudej skroni.
- To skąd ta krew?
- To nie krew, to syrop malinowy – wyjaśniła Chica. – Stał obok ciastek.
Klaun usiadł i rozejrzał się na boki nieprzytomnym wzrokiem. Wreszcie jego spojrzenie padło na Chicę. Jego groteskową twarz wykrzywił grymas przerażenia.
- Zabierzcie ją ode mnie! – wrzasnął. – To jakiś potwór! Chciałem jej tylko dać balonika!
Żołnierze Minibara wyprowadzili szamoczącego się nieszczęśnika z ogrodu i wsadzili do bagażnika furgonetki.
- Co się z nim stanie? – spytała Chica.
- Nic księżniczko, moi ludzie tylko z nim porozmawiają…
Chica spojrzała Pablowi głęboko w oczy. Jej wzrok był przeszywający, docierał do najgłębszych obszarów mózgu i ukrytych tam sekretów.
- Dziadku, oprócz specjalnych mocy mam również iloraz inteligencji powyżej 250 – rzekła, łapiąc się pod boki. – Wiem, że trafi do dołu w dżungli.
- Rzeczywiście, mamy tam specjalny dół dla klaunów – wtrącił Kraken. – Na śmierć o nim zapomniałem.
- Inteligencja to też sprawka kosmicznej narośli? – rzucił pojednawczo Minibar i zerknął na Dolce i Gabbanę. – Hm, no tak. To na pewno nie geny.
- Niestety mam też złą wiadomość. Purchawka podziałała na mnie pozytywnie, bo w brzuchu mamy dosięgło mnie tylko kosmiczne promieniowanie. Ale obszar, na którym wyrosła, został całkowicie skażony.
- Jak to: skażony? Co chcesz prze to powiedzieć?
- Że musimy zniszczyć plantację.
Po jej słowach zapadła grobowa cisza. Pablo zmarszczył brwi.
- To wykluczone! Wiesz, ile jest warta ta folia?
- Wiem, dziadku. Ale jeśli tego nie zrobimy, sprowadzimy na ziemię apokalipsę.
KRYJÓWKA CORAZONA ESPINADO, 25 KWIETNIA 2020 ROKU
- O wilku mowa! – zawołał radośnie Corazon, zbiegając z werandy. – Jak się masz, stary druhu?
Padli sobie w objęcia.
- Jack, to Lobo, najlepszy pies wśród policjantów i najlepszy policjant wśród psów. Lobo, poznaj Jacka. To mój partner w sprawie Minibara, świetny agent. No i przyjaciel.
- Bardzo mi miło – rzekł Lobo i chwycił wyciągniętą dłoń Jacka. Jego uścisk był zaskakująco mocny.
- Mnie również.

- Przejdźmy do rzeczy – Lobo był konkretny jak cios maczugą. – Udało mi się namierzyć plantację folii bąbelkowej.
- A nie mówiłem! – klasnął w dłonie Corazon. – Co tam satelity, psi nos to potęga!
- Dzięki, Espinado. Przez grzeczność nie przeczę – uśmiechnął się pod wąsem Lobo. – Ale niepokoi mnie jedna rzecz. I to bardzo.
- Co takiego? – zaniepokoił się Jack.
- Plantację udało mi się namierzyć jakiś tydzień temu, gdy tylko Corazon się do mnie odezwał. Wy tego nie zrozumiecie, ale folia bąbelkowa ma specyficzny zapach… Zapach przywodzący na myśl winogrona pękające na parapecie w upalne popołudnie… Żadna inna folia tak nie pachnie. Problem w tym, że gdy wczoraj zakradłem się w okolice plantacji, zapach się diametralnie zmienił.
- Może to nic nie znaczy? – bąknął Corazon.
- Mój drogi, zbyt długo pracuję w tej branży, by lekceważyć tego typu znaki. To jak z każdym żywym organizmem – można poznać po zapachu, że rozwija się w nim jakaś choroba.
- Myślisz, że folia zaczyna chorować? – spytał Houston. – I czy jesteś w stanie określić, co to spowodowało?
- Obstawiałbym, że to choroba, ewentualnie jakaś mutacja – Lobo podrapał się tylną łapą za uchem. – A spowodowały ją moim zdaniem dziwne narośla, które się na niej pojawiły.
- Narośla?
- Dość duże, rozsiane po całej plantacji. Przypominające gigantyczne pomidorki koktajlowe, które pokolorował daltonista. W życiu nie widziałem takich kolorów.
- Myślałem, że psy nie widzą kolorów? – zdziwił się Jack.
Lobo popatrzył na niego krytycznie, jak profesor przywołujący do porządku niesfornego studenta.
- Niektóre widzimy, ale przede wszystkim wyczuwamy ich wibracje.
- Ok., przepraszam. Mów dalej.
- Udało mi się dostrzec, że te narośle spowodowały w szeregach Minibara spory niepokój, więc najwyraźniej oni też nie wiedzą, co to jest. Mogę wam powiedzieć jedno – w całym moim życiu nie czułem podobnego zapachu. To nie jest zapach z tego świata.
Ostatnie zdanie najwyraźniej zszokowało obu agentów.
- Co masz na myśli?
- Gdybyście byli psami, byłoby to łatwiej wytłumaczyć… - westchnął Lobo. - Ten zapach najbardziej przypominał mi zapach śmierci. Tylko że zapach śmierci, oprócz rozkładu, zgnilizny etc. ma w sobie nuty rezygnacji, spokoju, czasami nawet akceptacji. Jest zapachem końca, ostateczności. A ten wprost przeciwnie… Jest pełen agresji, wściekłości, ślepej żądzy zabijania. Które… nie mają końca.
Jak i Corazon spojrzeli po sobie z autentycznym przerażeniem.
- Wiem amigo, czego bała się twoja babcia, świeć Panie nad jej duszą – Lobo zwrócił się do Espinado. – I obawiam się, że teraz jesteśmy tego bliżej niż kiedykolwiek.
POSIADŁOŚĆ PABLO MINIBARA, 25 KWIETNIA 2020 ROKU

Pablo siedział samotnie na huśtawce i bił się z myślami. Zapadał zmrok, a cykady zaczynały już swój cowieczorny koncert. Po gościach i urodzinowych dekoracjach nie było śladu – kazał wszystkim wynosić się do stu diabłów.
Z jednej strony wszystko to, co opowiedziała mu wnuczka, brzmiało jak rojenia pacjenta szpitala psychiatrycznego. Z drugiej, do cholery, zakomunikowała mu to dziewczynka, która urodziła się WCZORAJ. I której umiejętności budziły autentyczny respekt i grozę.
Minibar westchnął i ukrył twarz w dłoniach. Po raz pierwszy w życiu nie wiedział, co robić.
Z zamyślenia wyrwał go dziwny dźwięk dochodzący od strony żywopłotu. Dziwny i nieco upiorny, przypominający charczenie umierającego. Ostrożnie sięgnął po broń leżącą na ziemi i bezszelestnie podążył w jego kierunku.
Gdy odgarnął liście, za prętami ogrodzenia ujrzał odwróconą tyłem postać w dobrze mu znanej kolorowej koszuli. Jeden z zaginionych pracowników plantacji najwyraźniej się odnalazł.
- Rodrigo, to ty?
Człowiek za płotem zastygł w bezruchu, po czym odwrócił się gwałtownie w jego stronę.
Pablo poczuł, jak wszystkie włosy na ciele stają mu dęba.

Comments