Odcinek 3 „Dolce & Gabbana”
- Folios
- 17 kwi 2020
- 2 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 26 sie 2021
Każdy szanujący się baron foliowy ma swych oddanych żołnierzy, którzy poszliby za nim w ogień. Pablo Minibar miał ich wielu, ale najtrudniejsze zadania zlecał zawsze swym ulubieńcom, bliźniakom Dolce i Gabbana. Najwierniejszym z wiernych, których spotkał na początku swej drogi w przestępczym świecie…
Pablo otrzymał wtedy zlecenie zlikwidowania szefa komórki Yakuzy w Bogocie, niejakiego Nacomi Samakasa. Samakasa miał sprytną przykrywkę – budkę z bielizną damską na słynnym targowisku Volumenos. Bazar cieszył się złą sławą, ale można było na nim znaleźć wszystko – od Świętego Graala w postaci kebaba w budce z chińskim żarciem po płatnego zabójcę.
Minibar pozbył się Samakasy bezkrwawo, a nawet bezszwowo. Najpierw dokonał dokładnej inspekcji całego targu w przebraniu baby z siatami (przy okazji zrobił obiecane mamie zakupy), następnie ukrył się pomiędzy stoiskiem mięsnym a sklepem z pamiątkami, skąd miał doskonały widok na kram Samakasy. Kiedy zapadł zmierzch, ofiara została zupełnie sama, by przeliczyć utarg. Pablo po cichu zakradł się do środka i udusił Japończyka figami wyszczuplającymi Violetta z cienkiej mikrofibry z haftowaną wstawką z przodu. Trudność użycia ich jako narzędzia mordu, jak i artyzm samej zbrodni odbił się szerokim echem w półświatku i daleko poza nim – stąd określenie „koronkowa robota”.

Gdy miał już opuścić bieliźniany przybytek, jego wzrok padł na ozdobną kasetkę schowaną pod biurkiem na zapleczu. W szkatule, zamiast spodziewanej biżuterii lub pieniędzy, na aksamitnej wyściółce spoczywały… dwa dziwne jajka. Niewiele myśląc Pablo włożył je do kieszeni i opuścił Volumenos.
Parę dni później z jaj jednocześnie wykluły się małe lagartos, które bardzo szybko zaczęły za nim wszędzie chodzić i mówić „mama”. Pablo nazwał je Dolce i Gabbana – miał słabość do nieascetycznej mody. Po latach mozolnej nauki, spożycia ton jedzenia oraz systematycznych ćwiczeń na siłce, bliźniacy wyrośli na potężnych bandidos, chodzących wszędzie za swoim szefem i mówiących „patrón”.
Dolce i Gabbana, mimo iż nie byli orłami intelektu, mieli kilka niepodważalnych zalet: byli absolutnie lojalni i oddani Minibarowi oraz bez szemrania i z chirurgiczną dokładnością wypełniali wszystkie jego rozkazy. Do tego stopnia, że Pablo musiał mistrzowsko opanować sztukę precyzyjnego wysławiania się. Dotarło to do niego w dniu, gdy dał im pierwsze zlecenie – chodziło o postraszenie pewnego delikwenta, który zalegał z abonamentem na usługi ochroniarskie. Minibar użył wtedy, jak się okazało niefortunnie, eufemistycznego sformułowania „sprzedajcie mu plombę”.
Tak czy siak Dolce i Gabbana byli jego prawą i lewą ręką, szczególnie wtedy, gdy nie chciał brudzić swoich. A także oczami i uszami. Dlatego nigdy nie lekceważył, gdy sygnalizowali mu jakiś problem…
***
Rozpoczynał się piękny słoneczny dzień. Pablo siedział w ogrodzie i czytał gazetę, gdy nagle wyrosły przed nim dwie wielkie góry mięśni.
- Patrón, mamy problem. Musisz pojechać z nami na plantację.
Gdy dojechali na miejsce, ich oczom ukazał się niepokojący widok.
- Mierda! Co to jest? – zazgrzytał zębami Pablo, pochylając się nad folią. – I skąd się wzięło?
- Nie wiemy patrón – rzekł Dolce, drapiąc się z zakłopotaniem po głowie. – Wczoraj wieczorem, jak robiliśmy obchód, wszystko wyglądało normalnie, wartownicy byli na miejscach. Rano chłopaki przyjechali ich zmienić i nikogo nie zastali.
- Gdzie są ci bastardos?
- Zniknęli. Sprawdzaliśmy, do domów nie wrócili. Ich rodziny też niczego nie wiedzą.
Pablo powoli wstał z kolan i zamyślił się głęboko. Dolce i Gabbana czekali w napięciu, czując, że za chwilę stanie się coś ważnego.
Mieli rację. Gdy spojrzał na nich, w jego ciemnych oczach płonęły złowrogie płomyki.
- Uwolnić Krakena.


Comments