Odcinek 4 "Staruszki grozy"
- Folios
- 24 kwi 2020
- 4 minut(y) czytania
KRYJÓWKA CORAZONA ESPINADO, 22 KWIETNIA 2020 ROKU
Po długiej jeździe dotarliśmy wreszcie na miejsce. Corazon zaparkował w krzakach i dodatkowo okrył samochód maskującą siatką.
- Na wszelki wypadek – rzekł, widząc moje pytające spojrzenie.
- Jest aż tak źle?
- Nawet sobie nie wyobrażasz, Jack… - westchnął. – Vamos, mamy jeszcze trochę do przejścia.
Szliśmy w cieniu wielkiej góry, wąską ścieżką pomiędzy skałami. Wreszcie naszym oczom ukazała się głęboka przepaść i most, którego stan nie napawał optymizmem.
- Ty tu mieszkasz? – zdziwiłem się.
- Nie, mieszkam w Medellin. Tu jest moja kryjówka.
- A kim jest ten gość z toporem udającym znak STOP?
- To Monitoring.
Zakapturzona postać stała nieruchomo niczym posąg. Dopiero gdy zbliżyliśmy się na jakieś półtora metra, groźnie wbiła znak w ziemię.
- You shall not pass! – zagrzmiała złowrogim basem. – Chyba że odpowiecie poprawnie na pytanie, kto jest najuczciwszy na całym świecie. Lepiej zawróćcie, bo zła odpowiedź sprawi, że zginiecie w męczarniach…
- Polityk – rzucił nonszalancko Corazon.
Ku memu zaskoczeniu Monitoring bez słowa usunął się na bok, by zrobić nam przejście.

Otrząsnąłem się z szoku dopiero w połowie mostu.
- Ale jak to? – wykrztusiłem w końcu. – Jakim cudem TO była poprawna odpowiedź?
- Pogmerałem trochę przy Monitoringu i zaimplementowałem mu tryb sarkastyczny. W ten sposób moja odpowiedź, biorąc poprawkę na sarkazm, jest prawdziwa. A jeśli ktoś zechciałby się tu włamać, nigdy na nią nie wpadnie, bo będzie się starał odpowiedzieć zgodnie ze stanem faktycznym…
- I umrze od ciosów toporem, myśląc o dzieciach, przedszkolankach albo psach… Genialne…
Gdy znaleźliśmy się wreszcie po drugiej stronie, ujrzałem skromną chatynkę przyklejoną do skały. Widząc malujący się na mej twarzy zawód, Corazon roześmiał się głośno i szarpnął wąsa.
- Mierda, Jack! Nie oceniaj książki po okładce.
Miał rację.
- Ja… jakim cudem? Z policyjnej pensji? – tylko tyle byłem w stanie wykrztusić, gdy znaleźliśmy się w środku.
Corazon niecierpliwie machnął ręką i rozsiadł się w fotelu.
- Odziedziczyłem ten dom po babce. Całe życie mieszkała w małej klitce w Medellin i od czasu do czasu wymykała się na swoją, jak to mówiła, „działeczkę”. Nikt tu z nią nie chciał jeździć, cała rodzina myślała, że to po prostu jakiś barak z ogródkiem pełnym rzodkiewek… Zresztą niedziwne, bo gdy pokazywała nam zdjęcia, to jakoś zawsze prezentujące tylko dom od zewnątrz. Spryciara! - Espinado zaśmiał się gorzko. - Gdy po jej śmierci okazało się, że zapisała go mnie, nie byłem specjalnie zadowolony. Jak się domyślasz, szybko mi przeszło…
- Ale skąd ona miała na to pieniądze?
- No cóż, to mniej przyjemna część tej opowieści… Najpierw myślałem, że odłożyła na to wszystko z emerytury albo wygrała na loterii. Ale prawda jest niestety inna…
Espinado spojrzał mi w oczy z wahaniem. Zrozumiałem, że to, co zaraz mi powie, sprawia mu ogromny ból.
- Moja babcia… przez większą część swego życia była … baronową celofanu.
- Żartujesz!
- Nie. Kiedyś na tyłach tego domu rozpościerała się ogromna plantacja. Jakieś pięćset hektarów najlepszej jakości celofanu. Pilnowali jej żołnierze babci, najtwardsi z twardych, czyli emeryci. Rekrutowała ich w klubach seniora w całej Kolumbii… Stworzyła świetnie zakamuflowaną siatkę, bo kto by podejrzewał staruszkę idącą z wózkiem na zakupy? A w takim niewinnie wyglądającym wózeczku zmieści się nawet czterdzieści kilo towaru i uzi, więc sam rozumiesz… Byli bardzo efektywni. Efektywni i bezwzględni. Nazywano ich Dinosaurios.
- Trzeba przyznać, że twoja babcia miała głowę do interesów…
- Claro… Po jej śmierci różne frakcje walczyły o przywództwo, ale tylko ona potrafiła trzymać emerytów w ryzach. Więc Dinosaurios już nie istnieją. Pozostała po nich mroczna i krwawa legenda…
- Brak mi słów… Bardzo ci współczuję.
Corazon westchnął.
- To dlatego zostałem agentem FEA. Chciałem odkupić swą pracą jej winy.
- Ale czemu… Czemu tego nie sprzedałeś i nie oddałeś pieniędzy ofiarom folii?
- Mierda! Chciałem. Naprawdę chciałem…
Wyjął paczkę papierosów i zapalił jednego. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w dywan, wreszcie zdusił niedopałek w popielniczce.
- Jack, bardzo cię polubiłem. Wszystkie Jacki to porządne chłopy. Masz taką szczerą, uczciwą twarz… twarz, która wzbudza zaufanie. Dlatego coś ci pokażę. Myślę, że wtedy zrozumiesz, czemu nie pozbyłem się tego domu…
Zaprowadził mnie na tyły rezydencji. Za ciężkimi metalowymi drzwiami znajdowały się wąskie żeliwne schody, po których zeszliśmy do piwnicy.
- O cholera… Czy to wejście do bunkra?
- Zgadza się.
- Czemu wszystkie napisy są po niemiecku?
- Babcia wynajęła do wykonania projektu jakiegoś Niemca, oczywiście też emeryta, który po wojnie wyemigrował do Kolumbii. Pewnie dał takie z przyzwyczajenia.
- Wiesz, to wszystko jest imponujące, ale po co jej był jeszcze schron? Obawiała się policji?
Corazon złapał za poręcz kolejnych, prowadzących jeszcze głębiej w dół schodów. Najwyraźniej miał zamiar pokazać mi wszystko.
- Nie, Jack. Ona się bała apokalipsy.

POSIADŁOŚĆ PABLO MINIBARA, 22 KWIETNIA 2020 ROKU
- Patrón, czemu mamy uwolnić Krakena? Czy ktoś go uwięził? – Gabbana napiął mięśnie, gotów do ataku.
Zirytowany Pablo przewrócił oczami.
- Nikt go nie uwięził, pendejo! Tak się po prostu mówi, gdy chodzi o Krakena.
- Czemu? – zainteresował się Dolce.
- Puta madre, nie wiem. Najwyraźniej tak każe tradycja.
- Aaa, ekstradycja?
- Sam jesteś ekstradycja, idioto. Przywieźcie go tutaj jak najszybciej. Być może on będzie wiedział, co to za świństwo…
Jakieś pół godziny później Dolce i Gabbana wrócili z Krakenem.
- Hola Pablito! – Kraken był najlepszym przyjacielem Pabla od czasów podstawówki, a zarazem jego wspólnikiem w interesach.
- Hola amigo! – Minibar uścisnął go serdecznie i ucałował w oba rumiane poliki.
- ¿Que paso? Szczerze mówiąc twoi goryle wyrwali mnie ze snu, dopiero nad ranem wróciłem z ostrego melanżu… Ledwo się do domu doczołgałem…
- Wybacz, ale sprawa jest poważna… Musisz coś zobaczyć.

We dwóch raźnym krokiem weszli na wzgórze.
- Maldito… Co to za gówno?
- Nie wiem, miałem nadzieję, że ty mi powiesz…
Kraken podrapał się energicznie po głowie.
- Pierwszy raz widzę coś takiego… Może to jakiś pasożyt? Musimy to cholerstwo dać do zbadania. Oby się nie okazało, że cała plantacja jest skażona…
- Mierda! Co robimy?
Kraken poklepał Pabla pocieszająco po plecach, aż zadudniło.
- Nie ma innego wyjścia. Jedziemy do doktora Christiana.
Miałam przerwę w odkrywaniu nowych odcinków, ale teraz z przyjemnością nadrabiam. Robi się ciekawie...